
Cześć!
Nazywam się Agnieszka Mika-Czarnecka.
Jestem fotografką, projektantką, przedsiębiorczynią i artystką uwielbiającą rzemiosło. Kiedyś miałam zostać architektem, jednak ostatecznie wybrałam wzornictwo przemysłowe i jestem panią magister sztuk pięknych. Niezły miks, prawda? Jeśli dodamy do tego jeszcze dwójkę moich dzieci – nudy nie ma!
Wykonuję zdjęcia na ślubach, przyjęciach, chrzcinach oraz innych ważnych rodzinnych wydarzeniach. Sesje rodzinne, kobiece, sesje par wykonuję zarówno
w domowym zaciszu klientów jak i w plenerach, a już wkrótce będę zapraszać do mojego własnego studio w Gliwicach.
W moim sercu całkowicie rozgościła się fotografia reportażowa i lifestyleʼowa – czyli taka bez pozowania. Tych kadrów znajdziecie się u m nie najwięcej.
Nie mam potrzeby szukania czegoś idealnego.
Znajduję piękno w codzienności – nawet tam, gdzie się go nie spodziewasz.
Głęboko wierzę, że na nasze dobre samopoczucie i dobre życie wpływa docenianie tych najmniejszych rzeczy i chwil – i dlatego właśnie robię zdjęcia. Fotografowanie daje mi możliwość „zamrożenia” rzeczywistości, złapania codzienności i jej ulotnych momentów. Brzmi może patetycznie, ale naprawdę tak jest.
Promyki słońca prześwitujące o poranku przez włosy mojej córki, radosny chichot mojego syna albo zaczepny uśmiech na twarzy mojego męża – wszystko to mam teraz na wyciągnięcie ręki. Za kilka, kilkanaście lat też będę miała te wszystkie momenty przy sobie – zapisane w albumach, uchwycone na zdjęciach powieszonych na ścianie, czy kilku kadrach przypiętych na lodówce… Wiem, że moi Klienci też tego potrzebują.
Jestem totalnie rozkochana polskim morzem, widok rozgwieżdżonego nieba zabiera mi dech, a silny wiatr wywołuje dziką ekscytację. Z córką ratujemy pszczoły i ślimaki, lgną do mnie psy, ale z pająkami się nie lubimy.
Uwielbiam wszelkie działania artystyczne, twórcze, wzruszam się przy filmowych romantycznych komediach i ekscytuję oglądając wciągające kryminały.
Horrorów nie oglądam!
Tak naprawdę, to zamiast pisać o samej sobie wolałabym usiąść w kawiarni i przy kubku pełnym flat white’a (uwielbiam!) porozmawiać o tym, co nam w duszach gra.
No i o fotografii oczywiście.
